sobota, 23 maja 2015

Dzień 3.

   Gdy tuż przed 8.00 wyruszałem z Szymbarku, zanosiło się na to, iż czeka mnie kolejny zimny i mokry dzień. Tymczasem po pół godzinie jazdy zrobiło się sucho i w miarę przyjemnie. Około południa temperatura wzrosła na tyle, że po raz pierwszy zdecydowałem się zdjąć i schować do sakw ortaliony - cóż za rozkosz :D Wyglądało na to, że uda mi się dzisiaj dotrzeć aż do Ustrzyk Górnych, nadrabiając w ten sposób jeden dzień jazdy w stosunku do pierwotnego planu. A to z kolei po to, by zdążyć na piątkowy festyn rodzinny u Tomcia w przedszkolu.

    Po drodze w zasadzie nic szczególnego i godnego uwagi się nie działo, poza tym, że wjechałem w najładniejsze (jak dla mnie) polskie góry, czyli Bieszczady. Jechało mi się wspaniale, widoki (gdy tylko rozwiewały się chmury spowijające szczyty) zachwycały, a pogoda jak na tegoroczne standardy, rozpieszczała. Po prostu ROWERAJ!

Bieszczadzka droga

Bieszczady

Wędzenie koziego sera

   Gdy po 17.00 zjeżdżałem do Cisnej, zrobiło się już na tyle chłodno, iż postanowiłem na ostatnie czterdzieści kilometrów dzielące mnie od Ustrzyk Górnych, na powrót ubrać się w ortaliony. W tym celu zatrzymałem się na pierwszym napotkanym w Cisnej przystanku autobusowym i podczas gdy wyjmowałem rzeczy z sakw, nastąpiło oberwanie chmury. Siłą rzeczy o dalszej jeździe mogłem w tych warunkach zapomnieć. Na moje szczęście drewniany domek tuż obok przystanku okazał się być agroturystyką z bardzo czystymi i schludnymi pokojami. Nie namyślając się długo, wynająłem sobie jeden z nich i po gorącym prysznicu poszedłem do wsi na kolację.

Na pokrzepienie

Dystans pokonany dziś: 125,96 km
Razem: 334,44 km



Profil wysokości

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz