Dzień 3.
Gdy tuż przed 8.00 wyruszałem z Szymbarku, zanosiło się na to, iż czeka mnie kolejny zimny i mokry dzień. Tymczasem po pół godzinie jazdy zrobiło się sucho i w miarę przyjemnie. Około południa temperatura wzrosła na tyle, że po raz pierwszy zdecydowałem się zdjąć i schować do sakw ortaliony - cóż za rozkosz :D Wyglądało na to, że uda mi się dzisiaj dotrzeć aż do Ustrzyk Górnych, nadrabiając w ten sposób jeden dzień jazdy w stosunku do pierwotnego planu. A to z kolei po to, by zdążyć na piątkowy festyn rodzinny u Tomcia w przedszkolu.
Po drodze w zasadzie nic szczególnego i godnego uwagi się nie działo, poza tym, że wjechałem w najładniejsze (jak dla mnie) polskie góry, czyli Bieszczady. Jechało mi się wspaniale, widoki (gdy tylko rozwiewały się chmury spowijające szczyty) zachwycały, a pogoda jak na tegoroczne standardy, rozpieszczała. Po prostu ROWERAJ!
|
Bieszczadzka droga |
|
Bieszczady |
|
Wędzenie koziego sera |
Gdy po 17.00 zjeżdżałem do Cisnej, zrobiło się już na tyle chłodno, iż postanowiłem na ostatnie czterdzieści kilometrów dzielące mnie od Ustrzyk Górnych, na powrót ubrać się w ortaliony. W tym celu zatrzymałem się na pierwszym napotkanym w Cisnej przystanku autobusowym i podczas gdy wyjmowałem rzeczy z sakw, nastąpiło oberwanie chmury. Siłą rzeczy o dalszej jeździe mogłem w tych warunkach zapomnieć. Na moje szczęście drewniany domek tuż obok przystanku okazał się być agroturystyką z bardzo czystymi i schludnymi pokojami. Nie namyślając się długo, wynająłem sobie jeden z nich i po gorącym prysznicu poszedłem do wsi na kolację.
|
Na pokrzepienie |
Dystans pokonany dziś: 125,96 km
Razem: 334,44 km
|
Profil wysokości |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz