Dzisiejszy
dzień był trzydziestym piątym w mojej trwającej już od 2009 roku podróży wokół
Polski. Zapamiętam go szczególnie jako najzimniejszy z dotychczasowych i pierwszy od rana
do wieczora deszczowy. Jak dotąd przez wszystkie te lata pogoda mi sprzyjała i
prawie zawsze było ciepło i sucho. Jeśli zdarzały się jakieś opady, to były
przelotne, najwyżej kilkugodzinne i ciepłe. Dzisiaj natomiast temperatura nie
przekroczyła 10°C,
było mokro i pomimo, iż cały dzień jechałem w długich, ortalionowych spodniach
oraz przeciwdeszczowej kurtce, rozgrzać udało mi się tylko raz – podczas prawie czterystumetrowego podjazdu z Zakopanego pod Cyrhlę nad Białką.
|
Najwyższa zarejestrowana wysokość |
Najgorzej było podczas długich i
szybkich zjazdów. Marzyłem sobie wtedy o czekających mnie za niecałe dwa i pół
roku temperaturach, które będą nam towarzyszyć podczas pokonywania Canning Stock Route. Wtedy jeszcze zatęsknię do dzisiejszych chwil… Gdy wieczorem
dotarłem do Krościenka, byłem przemarznięty do szpiku. Nie mogące się rozgrzać
mięśnie miały też wpływ na słabą wydajność podczas jazdy, a co za tym idzie na
kiepską średnią prędkość podróży – zaledwie niecałe 16 km/h. A prognoza na
jutro jest identyczna…
Wstałem kilka
minut po 4.00, zrobiłem rodzince i sobie śniadanie, dopakowałem sakwy i o 6.00,
żegnany przez Olę wyruszyłem na rybnicki dworzec PKS, by zdążyć na odjeżdżający
o 6.30 autobus do Zakopanego. Podróż nim trwała dosyć długo, bo do 11.20, gdyż
trasa wiodła przez Żory, Pszczynę, Bielsko-Białą, Żywiec, Suchą Beskidzką,
Maków Podhalański i Nowy Targ.
|
W autobusie do Zakopca |
Po dotarciu na miejsce odnalazłem parking z którego rok temu
odebrała mnie Ola gdy kończyłem czwarty etap, i z niego ruszyłem na wschód. I
gdyby nie paskudna pogoda, mógłbym powiedzieć, że nareszcie znowu znalazłem się
w swoim wyczekanym roweraju. Minione pięć miesięcy przygotowań do Vätternrundan 2015 przyniosło wymierne efekty: jechało mi się lekko jak nigdy, bez zmęczenia i
pocenia, i to pomimo kilku naprawdę solidnych podjazdów.
|
Jeden z podjazdów na terenie TPN |
|
Selfie na podjeździe |
Minusem zdobytej kondycji był
jedynie fakt, iż nie potrafiłem się porządnie rozgrzać. Jechałem najpierw poprzez tereny Tatrzańskiego Parku Narodowego, górskie wsie, by po kilkudziesięciu kilometrach
dotrzeć do Niedzicy i Jeziora Sromowskiego.
|
Zamek i zapora w Niedzicy |
Tam wjechałem na Słowację i dalej wzdłuż Dunajca do Pienińskiego Parku Narodowego. Posuwając się dalej drogą biegnącą
nad brzegiem Dunajca i pokonującą wraz z nim jego przełom, dotarłem do Szczawnicy i w chwilę później do Krościenka, w którym planowałem nocleg.
|
Spływ przełomem |
|
Przełom Dunajca |
Tutaj
po krótkich poszukiwaniach trafiłem do agroturystyki prowadzonej przez niezwykle serdecznych ludzi - Państwa Komorków, którzy zgodzili się mnie ugościć. Widząc jak jestem przemarznięty, gospodarz
poczęstował mnie gorącą herbatą z prądem, która kompletnie mnie rozłożyła...
|
Góralska herbata z prądem |
Gdyby ktoś przebywał w okolicy i chciałby miło oraz niedrogo przenocować, niech korzysta: Ignacy Komorek, Krościenko, ul. Sobieskiego 61a, tel.: 18 262 5750, kom.: 698 954536.
Dystans pokonany dziś: 80,39 km
Razem: 80,39 km
|
Profil wysokości |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz