czwartek, 21 maja 2015

Dzień 1.

   Dzisiejszy dzień był trzydziestym piątym w mojej trwającej już od 2009 roku podróży wokół Polski. Zapamiętam go szczególnie jako najzimniejszy z dotychczasowych i pierwszy od rana do wieczora deszczowy. Jak dotąd przez wszystkie te lata pogoda mi sprzyjała i prawie zawsze było ciepło i sucho. Jeśli zdarzały się jakieś opady, to były przelotne, najwyżej kilkugodzinne i ciepłe. Dzisiaj natomiast temperatura nie przekroczyła 10°C, było mokro i pomimo, iż cały dzień jechałem w długich, ortalionowych spodniach oraz przeciwdeszczowej kurtce, rozgrzać udało mi się tylko raz – podczas prawie czterystumetrowego podjazdu z Zakopanego pod Cyrhlę nad Białką.

Najwyższa zarejestrowana wysokość

Najgorzej było podczas długich i szybkich zjazdów. Marzyłem sobie wtedy o czekających mnie za niecałe dwa i pół roku temperaturach, które będą nam towarzyszyć podczas pokonywania Canning Stock Route. Wtedy jeszcze zatęsknię do dzisiejszych chwil… Gdy wieczorem dotarłem do Krościenka, byłem przemarznięty do szpiku. Nie mogące się rozgrzać mięśnie miały też wpływ na słabą wydajność podczas jazdy, a co za tym idzie na kiepską średnią prędkość podróży – zaledwie niecałe 16 km/h. A prognoza na jutro jest identyczna…

    Wstałem kilka minut po 4.00, zrobiłem rodzince i sobie śniadanie, dopakowałem sakwy i o 6.00, żegnany przez Olę wyruszyłem na rybnicki dworzec PKS, by zdążyć na odjeżdżający o 6.30 autobus do Zakopanego. Podróż nim trwała dosyć długo, bo do 11.20, gdyż trasa wiodła przez Żory, Pszczynę, Bielsko-Białą, Żywiec, Suchą Beskidzką, Maków Podhalański i Nowy Targ.

W autobusie do Zakopca

   Po dotarciu na miejsce odnalazłem parking z którego rok temu odebrała mnie Ola gdy kończyłem czwarty etap, i z niego ruszyłem na wschód. I gdyby nie paskudna pogoda, mógłbym powiedzieć, że nareszcie znowu znalazłem się w swoim wyczekanym roweraju. Minione pięć miesięcy przygotowań do Vätternrundan 2015 przyniosło wymierne efekty: jechało mi się lekko jak nigdy, bez zmęczenia i pocenia, i to pomimo kilku naprawdę solidnych podjazdów.

Jeden z podjazdów na terenie TPN

Selfie na podjeździe

Minusem zdobytej kondycji był jedynie fakt, iż nie potrafiłem się porządnie rozgrzać. Jechałem najpierw poprzez tereny Tatrzańskiego Parku Narodowego, górskie wsie, by po kilkudziesięciu kilometrach dotrzeć do Niedzicy i Jeziora Sromowskiego.

Zamek i zapora w Niedzicy
 
Tam wjechałem na Słowację i dalej wzdłuż Dunajca do Pienińskiego Parku Narodowego. Posuwając się dalej drogą biegnącą nad brzegiem Dunajca i pokonującą wraz z nim jego przełom, dotarłem do Szczawnicy i w chwilę później do Krościenka, w którym planowałem nocleg.

Spływ przełomem

Przełom Dunajca
 
Tutaj po krótkich poszukiwaniach trafiłem do agroturystyki prowadzonej przez niezwykle serdecznych ludzi - Państwa Komorków, którzy zgodzili się mnie ugościć. Widząc jak jestem przemarznięty, gospodarz poczęstował mnie gorącą herbatą z prądem, która kompletnie mnie rozłożyła...

Góralska herbata z prądem
 
   Gdyby ktoś przebywał w okolicy i chciałby miło oraz niedrogo przenocować, niech korzysta: Ignacy Komorek, Krościenko, ul. Sobieskiego 61a, tel.: 18 262 5750, kom.: 698 954536.

 
Dystans pokonany dziś: 80,39 km
Razem: 80,39 km



Profil wysokości

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz