No i finito! Przeleciało! Ale jak było fajnie! Aż mi się wierzyć nie chce, że się udało, bo po pierwszym dniu miałem spore obawy. Potem jednak było już tylko lepiej i lepiej...
Dzisiaj wyruszyłem już o 7.30. Ranek był bardzo chłodny i zanosiło się na deszcz. Droga do Kościeliska cały czas łagodnie wznosiła się i dopiero ostatni jej odcinek do samego centrum Zakopanego pokonywałem z górki. W miarę upływu czasu niestety nie ocieplało się, a Tatry pokryte były grubą kołdrą chmur, tak, że w ogóle nie było ich widać. Na szczęście nie rozpadało się, nie licząc kilkuminutowego, niezbyt obfitego deszczu, który złapał mnie na trasie gdzieś za Chochołowem. Trwał on na tyle krótko, że nie zdążyłem nawet wyciągnąć z sakw i ubrać kurtki przeciwdeszczowej zanim ustał. Uciążliwy był natomiast wzmożony ruch samochodowy - to rzesze turystów ciągnących na weekend do Doliny Kościeliskiej i Zakopanego.
Na miejsce dotarłem tuż po 11.00 i skierowałem się na Krupówki, by z masochistyczną przyjemnością zanurzyć się w tłum i docenić jak dobrze mi było przez kilka ostatnich, samotnych dni.
Po dwóch i pół godzinach szwendania się, przyjechała Ola z dziećmi. Ale było radochy! Jeszcze tylko zjedliśmy w stolicy Tatr obiad po czym zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w kierunku domu.
I na tym kończę relację z tegorocznego etapu. Tradycyjnie już miałem szczęście z pogodą i, co równie ważne, nie przydarzyła mi się żadna awaria. Plan wykonałem co do joty i już myślę o piątym, ostatnim odcinku, którym zamknę pętlę wokół Polski. Może jesienią...? Zobaczymy... Póki co, dziękuję wszystkim wspierającym mnie dobrym słowem czytelnikom. Do przeczytania gdzieś z trasy ;-)
Dzisiaj wyruszyłem już o 7.30. Ranek był bardzo chłodny i zanosiło się na deszcz. Droga do Kościeliska cały czas łagodnie wznosiła się i dopiero ostatni jej odcinek do samego centrum Zakopanego pokonywałem z górki. W miarę upływu czasu niestety nie ocieplało się, a Tatry pokryte były grubą kołdrą chmur, tak, że w ogóle nie było ich widać. Na szczęście nie rozpadało się, nie licząc kilkuminutowego, niezbyt obfitego deszczu, który złapał mnie na trasie gdzieś za Chochołowem. Trwał on na tyle krótko, że nie zdążyłem nawet wyciągnąć z sakw i ubrać kurtki przeciwdeszczowej zanim ustał. Uciążliwy był natomiast wzmożony ruch samochodowy - to rzesze turystów ciągnących na weekend do Doliny Kościeliskiej i Zakopanego.
Chochołów |
Na miejsce dotarłem tuż po 11.00 i skierowałem się na Krupówki, by z masochistyczną przyjemnością zanurzyć się w tłum i docenić jak dobrze mi było przez kilka ostatnich, samotnych dni.
Dojechałem!!! |
Krupówki |
Na moment się przetarło |
Po dwóch i pół godzinach szwendania się, przyjechała Ola z dziećmi. Ale było radochy! Jeszcze tylko zjedliśmy w stolicy Tatr obiad po czym zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w kierunku domu.
Moje szkraby |
I na tym kończę relację z tegorocznego etapu. Tradycyjnie już miałem szczęście z pogodą i, co równie ważne, nie przydarzyła mi się żadna awaria. Plan wykonałem co do joty i już myślę o piątym, ostatnim odcinku, którym zamknę pętlę wokół Polski. Może jesienią...? Zobaczymy... Póki co, dziękuję wszystkim wspierającym mnie dobrym słowem czytelnikom. Do przeczytania gdzieś z trasy ;-)
Dystans pokonany dziś: 42,49 km
Razem: 788,86 km
Profil wysokości |
Cały czwarty etap:
Profil wysokości całego czwartego etapu |
Dotychczasowe etapy razem:
Profil wysokości dotychczasowych etapów |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz