Dzisiaj nie mam zbyt wiele do opisywania. Cały dzień minął pod znakiem wyścigu z czasem, żeby zdążyć do zaplanowanego Złotego Stoku przed zmrokiem. Spodziewałem się trudności, gdyż miał to być najdłuższy i zarazem najtrudniejszy terenowo odcinek tegorocznego etapu. Okazało się jednak, że moje obawy co do własnych możliwości okazały się bezpodstawne, bo choć trasa w istocie długa i niełatwa, to jechało mi się dzisiaj znakomicie, czułem się świetnie i czerpałem z każdej chwili mnóstwo radości. Wiadomo - czwarty dzień w siodle - jestem już rozjeżdżony i obyty w bojach. Nic mi nie jest straszne. A i pogoda była dzisiaj moim sprzymierzeńcem: piękny słoneczny dzień z temperaturą wahającą się od 10°C w górnych partiach, do 16°C w dolnych. Jedynie drogi mnie rozczarowały. Tyle wspaniałych, stromych zjazdów, a tylko na nielicznych można było się porządnie rozpędzić (raz nawet prawie do 70 km/h). Na pozostałych jeśli asfalt w ogóle był to w tak opłakanym stanie, że bałem się o swoje bezpieczeństwo i całość roweru. Strach było jechać po nim także pod górę, więc spore odcinki musiałem podprowadzać. I często nie były to lokalne dukty, a trzycyfrowe drogi wojewódzkie.
Miałem dzisiaj mnóstwo czasu na kontemplację otaczającego mnie piękna, na pobycie z własnymi myślami, na radość z faktu, że żyję tu i teraz i mogę się tym cieszyć w najbardziej pierwotny sposób. Tak wspaniale te uczucia opisuje Andrzej Bobkowski w swojej książce "Szkice Piórkiem", gdy jedzie rowerem przez okupowaną Francję. W ogóle sporo czasu na tym wyjeździe "spędzam" z nim. Jest mi niezwykle bliski jego poziom odczuwania rzeczywistości, jego ogląd świata i człowieka, a szczególnie jego stosunek do Sowietów.
Pod koniec trasy pokonałem Przełęcz Puchaczówka w Masywie Śnieżnika, a tuż przed Lądkiem-Zdrojem (jest takie miasto!), w lesie, minąłem miejsce wypadku Mariana Bublewicza z 1993 roku, upamiętnione skromną tablicą. Do Złotego Stoku dotarłem o 19.30, znalazłem hotelik "Gold Stok" z koszmarnie niewygodnym, najeżonym jakimiś drutami materacem w łóżku i pomału szykuję się do spania jednym okiem oglądając mecz Francja - Honduras.
Na koniec jeszcze pozdrowienia dla cioci Ewy, żeby się nie musiała sama upominać jak dwa lata temu ;-),
Leśny podjazd na ponad 900 m n.p.m. |
Stamtąd przyjechałem... |
... a tam muszę wjechać |
Miałem dzisiaj mnóstwo czasu na kontemplację otaczającego mnie piękna, na pobycie z własnymi myślami, na radość z faktu, że żyję tu i teraz i mogę się tym cieszyć w najbardziej pierwotny sposób. Tak wspaniale te uczucia opisuje Andrzej Bobkowski w swojej książce "Szkice Piórkiem", gdy jedzie rowerem przez okupowaną Francję. W ogóle sporo czasu na tym wyjeździe "spędzam" z nim. Jest mi niezwykle bliski jego poziom odczuwania rzeczywistości, jego ogląd świata i człowieka, a szczególnie jego stosunek do Sowietów.
Takie drobiazgi mnie radują |
Pod koniec trasy pokonałem Przełęcz Puchaczówka w Masywie Śnieżnika, a tuż przed Lądkiem-Zdrojem (jest takie miasto!), w lesie, minąłem miejsce wypadku Mariana Bublewicza z 1993 roku, upamiętnione skromną tablicą. Do Złotego Stoku dotarłem o 19.30, znalazłem hotelik "Gold Stok" z koszmarnie niewygodnym, najeżonym jakimiś drutami materacem w łóżku i pomału szykuję się do spania jednym okiem oglądając mecz Francja - Honduras.
Urokliwy mostek w Lądku-Zdroju |
Miejsce wypadku |
Na koniec jeszcze pozdrowienia dla cioci Ewy, żeby się nie musiała sama upominać jak dwa lata temu ;-),
i kwiatki dla Oli (wreszcie coś kwitło). |
Razem: 344,72 km
Profil wysokości |
no
OdpowiedzUsuń