poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dzień 5.

   No i połowa wyjazdu za mną. Szybko to leci. Zbyt szybko!

   Dzisiejszy, niezbyt długi odcinek był najłatwiejszym z dotychczasowych. Prawie zupełnie płaski, pokonywany przy wspaniałej pogodzie i w znakomitym nastroju. Jechało mi się po prostu bajecznie.

   Niecałe dziewięć kilometrów za Złotym Stokiem mijałem Paczków, więc postanowiłem zboczyć i zobaczyć to polskie Carcassone. I o ile samo miasteczko rzeczywiście robi przyjemne wrażenie, jest ładne i schludne, to z Carcassone ma mniej więcej tyle wspólnego, co rurociąg "Przyjaźń" z przyjaźnią.

Paczkowski rynek

Fragment murów obronnych

    Kolejne kilometry, to zadbane i ukwiecone opolskie wsie i miasteczka, w których ciągle widać ślady niedawnej walki z wielką wodą. W wielu miejscach spotykałem ekipy naprawiające drogi, udrażniające rowy, osuszające domy, a w samych Głuchołazach mijałem dziurę w drodze, w której zapadł się niedawno wóz bojowy tamtejszej straży pożarnej.

Znowu w Kijowie...

Śniadanie w Głuchołazach

    Przejeżdżając przez Pokrzywną nie potrafiłem sobie odmówić odwiedzenia kempingu Złota Dolina, na którym byliśmy w zeszłym roku. Lubię wracać do miejsc, w których już kiedyś byłem choćby raz. To tak jak z moimi sentymentalnymi wyjazdami do Chorzowa - nie mieszkam w nim już od prawie trzydziestu lat, a wciąż mocno mnie do niego ciągnie i gdy tylko mam okazję, jadę tam z ochotą i z drżącym sercem szukam śladów swojego dzieciństwa.

Złota Dolina

   Do Prudnika, mojego dzisiejszego celu, dojechałem wczesnym popołudniem. Zjadłem obiad na rynku i zadzwoniłem do hotelu "Oaza", w którym zarezerwowałem pokój. A teraz nadszedł czas na piłkarską ucztę: Niemcy - Portugalia! Nie daję Portugalczykom zbyt wielkich szans. Myślę, że Niemcy dzięki będącemu w świetnej formie Muellerowi, wygrają bezproblemowo jakieś 4:0. Oby, bo są moim faworytem.


Prudnicki rynek
 
Bukiet dla Oli

Dystans pokonany dziś: 76,61 km
Razem: 421,33 km



Profil wysokości

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz