Spałem jak zabity do 6.30. Gdy już zwlokłem się z łóżka, niespiesznie zebrałem się, spakowałem i około 8.00 pożegnawszy się z Ewą ruszyłem do centrum Krynek na śniadaniowe zakupy. Dzięki Cześkowi ten nocleg miałem za friko, bo Ewa nie zgodziła się przyjąć żadnej zapłaty. Miło z jej strony... ;)
Pożegnanie z Panią Leśniczy |
Po śniadaniu na ławeczce na paryskim rondzie, ruszyłem zmodyfikowaną trasą w kierunku Sokółki asfaltową drogą numer 674. W planie miałem dojechać co najmniej do Dąbrowy Białostockiej, a może i do Lipska. Pomimo tego, iż komfort jazdy podniósł się dzisiaj diametralnie, na własnej skórze poczułem dobitnie znaczenie terminu "Jesień Średniowiecza". No ale cóż było robić? Trzeba było pedałować dalej! Całe szczęście, że nie udało mi się namówić Zosi i Lidki na wspólną podróż, gdyż raczej nie dałyby rady ani dzisiaj, ani tym bardziej wczoraj. Jednak etap Zosin-Narewka był znacznie łatwiejszy.
Cały dzisiejszy odcinek przebiegał w terenie pojeziernym czyli naprzemiennie podjazd i zjazd. Było to dosyć wyczerpujące, zwłaszcza, że silny wiatr znowu wiał mi w twarz i skutecznie hamował. Jednak do Sokółki jechało mi się w miarę dobrze, okolica była ładna, a pogoda znowu dopisała.
Świetna droga do Sokółki |
Z Sokółki skierowałem się do Dąbrowy Białostockiej drogą numer 673. I tu niestety musiałem zapomnieć o podziwianiu krajobrazów, gdyż panował na niej bardzo duży ruch, zwłaszcza wielkich ciężarówek i musiałem się skupić na prowadzeniu jak najbliżej pobocza by nie dać się potrącić. A droga była dobra i prosta, więc większość gnała jak szalona, często-gęsto mijając mnie w odległości kilkudziesięciu centymetrów. Przy tym dodatkowo powstawał jeszcze silny podmuch, tak że czasami miałem trudności w zapanowaniu nad kierownicą i zwyczajnie obawiałem się o swoje bezpieczeństwo. Kilkakrotnie na węższych odcinkach, widząc zbliżające się ciężarówy, zatrzymywałem się i schodziłem wraz z rowerem na pobocze. Ale ogólnie i tak jechało mi się o wiele lepiej niż wczoraj, a podczas postojów ucinałem sobie miłe pogawędki z napotykanymi, zawsze życzliwymi mieszkańcami mijanych wsi.
Po dotarciu do Dąbrowy Białostockiej zrobiłem sobie dłuższą przerwę (około 30 minut) na ryneczku, podczas której coś tam zjadłem i uzupełniłem wodę, gadając z siedzącym na tej samej ławeczce miejscowym menelem. Po przerwie stwierdziłem, że starczy mi jeszcze sił na dotarcie do odległego o 12 kilometrów Lipska i ruszyłem w drogę. Tu ruch był już znikomy, droga prosta jak w pysk strzelił, tyle że pagórkowata. Ale było tak ładnie wokół i jechało mi się tak dobrze, że zupełnie mi to już nie przeszkadzało. Do Lipska dotarłem szybko i od razu skierowałem się do Domu Kultury celem uzyskania informacji na temat możliwości noclegu. Tam miałem przyjemność poznać dyrektora ośrodka i znowu okazało się, że tutejsi ludzie są bardzo pomocni, życzliwi i skorzy do rozmowy z nieznajomym.
Dyrektor na tle swojego Ośrodka |
Wskazane mi gospodarstwo agroturystyczne Pani Jadwigi Drapczuk (dla chętnych: 516 278544 lub 87 6423164), okazało się być stareńkim, drewnianym domkiem z bardzo skromnymi wygodami i wyposażeniem. Szału nie ma, ale mi absolutnie niczego więcej nie trzeba. Wystarczy, że jest prysznic z gorącą wodą, wygodne łóżko i czysta pościel.
Jutro mam zamiar dojechać do Sejn przez Augustów. Zobaczymy w jakim stanie będą rano moje cztery litery i nogi. Teraz już się kładę i włączam im turboodpoczynek. Dobranoc.
Dystans pokonany dziś: 70,23 km
Razem: 136,59 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz