poniedziałek, 20 czerwca 2011

Dzień 7.

   Dzisiaj przegrałem. Z bolącymi kolanami, z deszczem, a przede wszystkim z wiatrem. Wiał cały dzień centralnie wmordewind, a mniej więcej od godziny 14.00, gdy wjechałem na otwarte przestrzenie za Kamionkiem Wielkim tak przybrał na sile, że przy maksymalnym wysiłku nie potrafiłem jechać szybciej niż 13 km/h. I do tego co kilkadziesiąt minut padało, oślepiając mnie zacinającymi w oczy kroplami. Na pociesznie, przynajmniej pomiędzy falami opadów wychodziło słońce i szybko mnie osuszało. Do tego na odcinku pomiędzy Pogrodziem, a Kamionkiem Wielkim musiałem pokonać trzy wzniesienia z poziomu 0 do 100 m n.p.m., co też kosztowało mnie sporo wysiłku. No i w związku z tym nie udało mi się dotrzeć do Gdańska. Zakończyłem dzisiejszą podróż w miejscowości Stegna nad Zatoką Gdańską.

   Spałem długo. Co prawda obudziłem się około 7.00, ale gdy zobaczyłem jaka kiepska jest pogoda, to postanowiłem się nie napinać i jeszcze trochę pospać. W końcu wstałem około 9.00 i dopiero o 10.00 ruszyłem z Braniewa drogą numer 504 w kierunku Fromborka. Szosa była przyzwoita, okolica ładna i nawet jeszcze pogoda dopisywała, więc jechało mi się w miarę fajnie, choć z powodu chłodu, po raz pierwszy włożyłem długie spodnie. Zresztą po niecałych dwudziestu kilometrach zdjąłem je na jakimś przystanku PKS, bo mimo wszystko było mi w nich zbyt ciepło.

Wzgórze Katedralne i pomnik Kopernika we Fromborku

   Jadąc z Fromborka dalej drogą 504, znalazłem się we wsi Pogrodzie, w której zjadłem śniadanie, a następnie ruszyłem skręcając w drogę 503 do Tolkmicka. Za Tolkmickiem okolica zrobiła się bardzo malownicza. Trasa wiodła naprzemiennie to przy Zalewie Wiślanym, to znów odchodziła nieco w głąb lądu i wiła się serpentynami pośród lasów (to tutaj były te strome podjazdy). Na wysokości Rubna Wielkiego opuściłem drogę 503 i skierowałem się do Tujska przez Nowakowo, Marzęcino i Stobiec. Po drodze przejeżdżałem przez obrotowy most oraz zaliczyłem przeprawę promową na Nogacie.



   No i właśnie na tych odkrytych żuławskich przestrzeniach wiatr najbardziej dał mi się we znaki. Do samej Stegny nie przestawał prowokować mnie do używania bardzo dużej ilości niecenzuralnych epitetów pod swoim adresem. A w ogóle, to zauważyłem, że oprócz przeklinania, sporo ze sobą rozmawiam na głos. I to bezwiednie. Czy to oznaka, że już zbyt długo jestem sam? Może... Ale jeszcze tylko dwa dni i Ola mnie zagada :)

Żuławy

   W końcu gdy naprawdę wyczerpany dotarłem do Stegny, postanowiłem, że dalej już dzisiaj nie jadę. Znalazłem sobie pokój w jakiejś prywatnej kwaterze, poszedłem coś zjeść i zaraz się kładę. Oj jakbym chciał by jutro taki wiatr wiał mi w plecy. Przypuszczam, że mógłbym wtedy zrobić w takim samym czasie i przy porównywalnym wysiłku ze 150 kilometrów.

   Na koniec już tradycyjnie bukiecik dla Oli.


Dystans pokonany dziś: 75,47 km
Razem: 581,85 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz