Nie do wiary, że to już koniec. Minął ostatni pełny dzień jazdy, przede mną ostatnia noc. Ostatni wpis na tym blogu robiony w trasie. Jutrzejszy, kończący sprawozdanie z tego etapu, napiszę już przy domowym biurku. Zleciało... Choć jak przypominam sobie Ustkę, Rewal czy Międzyzdroje, to pobyt w nich wydaje mi się odległą i zamgloną przeszłością. Jakby to było przed rokiem. To zasługa obfitości wrażeń i bogactwa przeżyć minionych dziewięciu dni. Szkoda tylko, że nie miałem ich z kim na bieżąco dzielić. Dzisiaj postanowiłem pospać do oporu i nigdzie się po drodze nie spieszyć, gdyż dystans z Gubina do Przewozu nie był wielki. Skutkiem tego wyruszyłem dopiero o 10.00 i drogą 285 skierowałem się na Sękowice. Między Markosicami, a Strzegowem jechałem świetnym asfaltem przez spokojny i rozświergolony las, a samochody mijały mnie z rzadka. Musiałem Wam to pokazać:
W Strzegowie, bardzo schludnej, spokojnej i robiącej kojące wrażenie wsi, wstąpiłem do sklepu po produkty na dzisiejsze śniadanie, które przygotowałem sobie na miejscu.
Strzegów
Śniadanie
Następnie przez Mielno, Janiszowice i Zasieki dotarłem do Brożka, za którym skończyła się normalna droga, a zaczęły dukty leśne wysadzane betonowymi płytami. Wokół mnie pojawiły się setki zamaskowanych bunkrów, a bez GPS-a zapewne zgubiłbym się w plątaninie dróg - wjechałem na teren tego, co pozostało po schowanym w lesie miasteczku, czyli ogromnym kompleksie niemieckiej Fabryki Zbrojeniowej z czasów II Wojny Światowej. Zapewniam - robi on ogromne wrażenie. Bunkry Wilczego Szańca mogą się schować. Spędziłem tam kilka godzin i mam zamiar kiedyś jeszcze wrócić specjalnie by się po tych lasach poszwendać i powęszyć wśród ruin.
Zamaskowane budynki
Ruiny, a dalej imponują
Po wyjechaniu z lasu przeciąłem drogę do przejścia granicznego w Olszynie
Przejście graniczne w Olszynie
i przez Trzebiel oraz Żarki Wielkie (szosa numer 12) dotarłem do Bronowic, w których zjechałem na drogę 350 do Nowych Czapel. Wydawało mi się, że pozostałą odległość przejadę szybko i sprawnie, lecz niestety tutejsze wąskie drogi miały nawierzchnię w fatalnym stanie, a na mniej więcej połowie ich długości królowała jeszcze poniemiecka kostka brukowa, na której powypadały mi wszystkie plomby. W każdym razie maksymalna osiągana prędkość to 7 km/h. Natomiast wokół rozpościerały się tak ładne widoki, że wcale mi to nie przeszkadzało, i jechałem sobie spokojnie kontemplując okolicę.
Za utrzymanie dróg odpowiada miejscowy stomatolog
Powoli bo powoli, ale w końcu dotarłem do Przewozu - mojego dzisiejszego celu. Od Zgorzelca, czyli nieczekanego końca wyprawy dzieli mnie zaledwie niecałe pięćdziesiąt kilometrów. Pyknę to jutro przed 10.00.
Przewóz
Nocleg znalazłem w upatrzonym kilka dni temu w necie hoteliku - Bike Park Hostel. Prowadzący go człowiek jest zapalonym rowerzystą, więc cały obiekt został przystosowany do przyjmowania gości podróżujących na dwóch kółkach. Każdy rowerzysta (i nie tylko) może tu się spodziewać bardzo miłego przyjęcia, a ceny za schludne i przestronne pokoje z łazienkami, nie są wygórowane. Serdecznie polecam, bo od progu czuje się tutaj sympatię i życzliwość właścicieli, którzy chętnie pomogą i odpowiedzą na każde pytanie dotyczące podróży po tym regionie.
Po zameldowaniu i prysznicu, zjadłem dobry obiad w nieodległej restauracji i napiłem się zimnego Tyskiego, które chodziło za mną cały dzień z powodu upału. Dzisiaj bez kwiatków - sorki :(, ale nic po drodze nie kwitło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz